WEDDINGPEDIA ART AND SHOW
czyli wesele bez tajemnic / część 2
Etapy wesela, a muzyka.
Pomińmy element powitania, o którym będzie osobny artykuł, oraz element przygotowania wesela, gdzie dokładnie analizujemy Wasze oczekiwania, gusta muzyczne, a także gusta muzyczne Waszych gości. Wiem, wiem, to Wasze wesele i będzie Wasza muzyka i sam uważam, że wesele Waszej cioci już było, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie by Wasze wesele zagrać tak by i ciocia wystartowała na parkiet i nie chciała z niego zejść. Pomijając jednak w moich obecnych rozważaniach powyższe elementy śmiało możemy przejść do podziału wesela na etapy. I bez względu na to czy mamy dj’a miksującego muzykę na żywo, prezentera grającego utwór po utworze, czy też zespół, to każdy z Nich powinien zastosować taki podział u siebie.
Etap pierwszy – dobry start.
Leszek Miller kiedyś powiedział, że „Mężczyznę poznaje się po tym nie jak zaczyna, ale jak kończy”. Z DJ’em jest dokładnie odwrotnie. Jak dobrze zacznie to jeszcze lepiej skończy. Oczywiście można wystartować z ostrych rytmów, ale to troszkę takie jak ruszanie na piskach autem. Dlatego warto rozpocząć cały event utworami wolniejszymi. Nie mam tu na myśli lulańców, ale utwory mieszczące się w tempie 100-110 BPM (takie techniczne określenie tempa utworu). W tej części mieszczą się utwory takie jak np.: „DJ Bobo – There is a party”, „Tina Turner – The best”, czy chociaż „Krzysztof Krawczyk – Chciałem być” w wersji Deep Domek. Całkiem umyślnie wrzuciłem tutaj te trzy tytuły, ponieważ są to utwory z różnych lat i gatunków muzycznych. Pierwszy to połowa lat 90-tych, drugi późne lata 80-te, a trzeci utwór to początki lat 2000-nych, jednak deep house’owy remix, o którym tu mowa powstał całkiem niedawno. Wymieniłem tutaj te trzy utwory by pokazać Wam różnorodność wesel i oczekiwań. Pokazać, że można grać lata 80-te, ale i nowocześniejsze rytmy, można grać wersje oryginalnie, ale można grać też remix’y i mashup’y, które dobrze dobrane zrobią dobrą robotę. Nie odbiegając zaś od głównego tematu w początkowej części wesela warto zagrać utwory nazwijmy to skoczne, dobrze znane i takie, które na start nie zniszczą gości ciężkim beatem, czy nie uśpią tych, których energia odbiega nieco od standardów. Od przedstawionego rozpoczęcia sam mam kilkanaście innych pomysłów na rozpoczęcie muzyczne wesela, ale zakładamy tutaj budowanie emocji samą muzyką przez jak to ustaliliśmy wyżej „nieruchomego i niemówiącego” dj’a, stąd wybrałem najbezpieczniejszą wersję.
Etap drugi – Rozwinięcie imprezy.
Z tym elementem wesela nie ma co czekać, chyba, że na sali znajduje się 70% osób 50+, wówczas należy pójść nieco inną drogą, ale takich wesel jest stosunkowo mało, więc skupiamy się znów na sprawdzonym schemacie. Osobiście dla mnie już drugi set jest dobrym sposobem na to by zagrać go o wiele dłuższego od poprzednika i jednocześnie nieco puknąć beatem. Ponieważ wychodzę z założenia, że goście nie przyszli na wesele popatrzeć w sufit, a dobrze się bawić, często w drugim bloku zaczynam już eksperymentować i mashup’ować. Co to znaczy? Dla mnie, dj’a miksującego muzykę i obserwującego co dzieje się na parkiecie i na sali eksperymentowanie to podstawa dalszej zabawy. Od początku eventu czy wesela staram się wplatać kawałki utworów, delikatnie je miksować i sprawdzać co dzieje się na parkiecie. Daje mi to potężny zastrzyk wiedzy na dalsze godziny pracy. Po kilkusekundowych wstawkach jestem w stanie ocenić, jak zareagują goście na kolejny szybszy czy też mocniejszy utwór. Podobnie jest z mashup’owaniem, czyli łączeniem ze sobą dwóch lub więcej utworów celem uzyskania nowej kompozycji muzycznej. Jest to niesamowite narzędzie do połączenia starszych gości z młodszymi, gdzie idealnie na żywo możemy stworzyć nowy mix łączący ze sobą stary, dobrze znany wujkowi czy cioci utwór z nowoczesnym utworem granym obecnie w rozgłośniach radiowych. W ten sposób zaspokoimy gusta i potrzeby jednych i drugich, o ile zrobimy to umiejętnie i nie okaże się, że właśnie leci mashup Maryli Rodowicz i Dawida Guetty. Rzuciłem to „z kapelusza”, ale tak sobie myślę, że mogło by to być całkiem fajnym rozwiązaniem.
Etap trzeci – Ogień.
Mając przygotowaną do zabawy publikę rozpoczynamy trzeci etap wesela. Tutaj jak to mówią „nie ma, że boli”, że będzie wolniej, spokojniej i będziemy się przytulać. W tym etapie nie możemy zepsuć tego co zbudowaliśmy chwilę wcześniej bo nie będzie drugiej szansy na wprowadzenie gości w tan. Nie napiszę też Wam złotego środka na ten ogień, bo to po prostu trzeba czuć. Wesele każde jest inne i poprowadzenie go w taki sposób, aby stworzyć ogień wymaga sporego doświadczenia. Tak czy siak jeżeli będziemy sukcesywnie rozpędzać nasz „weselny pociąg”, dodawać „powera” i emocji, bawić się muzyką, to bez względu na to czy miksujemy czy nie to musi się udać.
A jak to jest z tym miksowaniem?
W tym roku miałem kilka takich wesel, gdzie zrobiło mi się przykro, a jednocześnie z tego co usłyszałem byłem mega dumny. Przyszli do mnie fotografowie i kamerzyści i usłyszałem „Michał, ty grasz tak inaczej, nie kończysz tych utworów, kilka leci jednocześnie i pomimo, że jest dopiero drugi set to my już mamy materiał, tak bawią się goście”. No właśnie i tutaj pojawia się element wspomniany powyżej, a mianowicie przykro. Skoro komplement usłyszeliśmy od usługodawców, którzy tydzień w tydzień pracują na weselach to jak smutne muszą mieć te wesela skoro nigdy nie słyszeli dj’a, który jest dj’em i potrafi dobrze zrobić swoją robotę. Z drugiej strony byłem zaś dumny, że po godzinie zabawy był taki ogień, że wspomniani usługodawcy mieli wystarczającą ilość materiału po jednym czy dwóch blokach.